Wicepremier i minister cyfryzacji w rozmowie z "Pulsem Biznesu" podkreśla, iż nowy podatek woli nazywać równościowym. Logika ma być prosta: dziś polskie firmy, działające na tym samym rynku, mają w Polsce ponosić relatywnie wyższe obciążenia niż duże podmioty o międzynarodowym zasięgu. Gawkowski zaznacza przy tym, iż nie chodzi o wymierzenie ciosu w USA ani w konkretne państwo, a w praktyce największe wpływy mają dotyczyć segmentu e-commerce, i to z innego kierunku świata.
Według deklaracji Gawkowskiego impuls do prac był jasny: premier Donald Tusk miał powiedzieć, iż rząd ma nad podatkiem pracować, więc prace trwają. Zapowiedź jest konkretna: w styczniu projekt ma zostać pokazany i skierowany na rządową ścieżkę legislacyjną.
Próg, który ma chronić polskie firmy
Minister zastrzega, iż rząd nie chce, by danina uderzyła w polskie firmy. Analizowana ma być możliwość podniesienia progu 750 mln euro globalnych przychodów, właśnie po to, by objąć rozwiązaniem przede wszystkim największych graczy, a nie podmioty działające lokalnie i uczciwie rozliczające się w Polsce. To ma tłumaczyć, dlaczego prace nad projektem tyle trwają.
Gawkowski w tym samym wywiadzie chwali tempo cyfryzacji i wskazuje na priorytety na kolejne dwa lata: walkę z dezinformacją i nielegalnymi treściami na platformach, rozwój e-usług oraz inwestycje związane ze sztuczną inteligencją, w tym ambicję gigafabryki AI. Podkreśla też wzmocnienie cyberbezpieczeństwa jako elementu bezpieczeństwa państwa, wraz ze wzrostem finansowania oraz pracami nad kluczowymi ustawami, takimi jak KSC i regulacje związane z wdrażaniem unijnych zasad dla usług cyfrowych.
Z zapowiedzi wynika, iż styczeń ma być momentem przejścia od politycznych deklaracji do konkretnego tekstu ustawy. jeżeli rząd dowiezie projekt w wersji, która realnie obejmie największych graczy i jednocześnie nie zahaczy o polskie firmy, podatek cyfrowy może stać się jednym z najgłośniejszych testów tej kadencji w relacji państwo-big tech.
