
Proton – firma, którą wielu kojarzy z Proton VPN, Proton Mail czy Proton Pass – postanowiła wskoczyć do basenu, w którym dziś pluska się cały tłum generatywnych asystentów AI. Tyle iż ich Lumo (bo tak nazywa się czatbot) to narzędzie mające być alternatywą dla Chatu GPT i ma wyróżniać się nie jakością odpowiedzi, tylko przede wszystkim… prywatnością. To coś dla tych, którzy zamiast zabawy w „daj mi jeszcze więcej danych” wolą zachować pewne informacje dla siebie. Brzmi jak manifest? Być może właśnie o takowy chodzi: prywatność ponad wszystko.
Proton VPN od lat ma reputację firmy, która nie idzie na skróty – prywatność i bezpieczeństwo są tu równie ważne co prędkość i wygoda. Każde z narzędzi wyprodukowanych przez Szwajcarów wyznaje zasadę: szyfrujemy, nie zaglądamy i nie sprzedajemy. Pokażmy to na żywym przykładzie. w tej chwili dwie największe (i najpopularniejsze) skrzynki mailowe to Google i Yahoo. Gdzieś z tyłu, pod względem użytkowników, znajduje się Proton Mail. Różnica między nim a rozwiązaniami bigtechowych gigantów jest fundamentalna: szwajcarska skrzynka ma pełne szyfrowanie end-to-end i obiecuje, iż nikt poza tobą nie przeczyta twojej korespondencji. Ta „obsesja” na punkcie prywatności ma być teraz przewagą również w wyścigu chatbotów, które – bądźmy szczerzy – zwykle są bardzo głodne danych użytkowników.
Lumo: Ile kosztuje i… czy Szwajcarzy nauczyli AI dyskrecji?
Lumo jest bezpłatne, ale oczywiście jest też wersja premium. Lumo Plus za 13$ miesięcznie lub za 120$ w planie rocznym daje pakiet bez limitu: nielimitowane rozmowy, nielimitowane ulubione czaty, dłuższa historia i możliwość wrzucania dużych plików oraz wielu plików naraz. Można z tego korzystać w przeglądarce, można również ściągnąć aplikację na Androida i iOSa. Zalogowanie się kontem Proton pozwala przechowywać i przeglądać rozmowy, przy czym – jak podkreśla firma – przez cały czas obowiązuje zasada zero-access encryption. Innymi słowy: dane są zaszyfrowane tak, iż tylko Twoje urządzenie potrafi je odczytać.
W przeciwieństwie do wielu rywali Proton deklaruje, iż konwersacje z Lumo nie są wykorzystywane do trenowania modelu językowego. To ważne, bo w standardowym scenariuszu wygląda to tak: piszesz coś do czatbota, on się „uczy”, żeby następnym razem być jeszcze bardziej pomocny. Chyba iż manualnie wyłączysz taką opcję. Tutaj ma być inaczej: nic nie trafia do kotła treningowego. Proton twierdzi też, iż twoje rozmowy są nie tylko szyfrowane, ale i „czytelne” tylko na twoim urządzeniu. To obietnica kusząca, ale też zobowiązująca – bo każde takie zapewnienie to polityczny i technologiczny kredyt zaufania.
Ciekawy jest również sposób, w jaki Lumo podchodzi do wyszukiwania w sieci. Domyślnie nie włącza przeszukiwania internetu – trzeba to zrobić samodzielnie. jeżeli włączysz opcję, Lumo będzie korzystać z tego, co Proton nazywa „prywatnymi wyszukiwarkami”. Nie wiemy jeszcze, jakie konkretnie silniki wchodzą w grę, ale sama idea – najpierw prywatność, potem wygoda – jest całkowicie spójna z obowiązującą od wielu lat filozofią firmy.
Czytaj też: Przyszłość wyszukiwania w internecie? Google testuje Web Guide
Czy da się zbudować dobre AI szanujące prywatność?
Czy jednak da się zbudować czatbota, który naprawdę niczego o tobie nie zapamiętuje, nie wypływa gdzieś w potężne rzeki danych treningowych i jednocześnie jest wygodny? Proton przekonuje, iż tak, ale choćby oni przyznają: zawsze pozostaje akt zaufania, a najlepiej zachować zdrową dawkę sceptycyzmu. To nie jest cynizm – to higiena cyfrowa.
Przeczytanie polityki prywatności i regulaminu korzystania z AI to dziś obowiązek każdego, kto wrzuca do czatów fragmenty kodu, dokumenty czy – co gorsza – wrażliwe informacje o sobie lub swojej firmie. W praktyce ciężko jednak w stu procentach zweryfikować, czy model nie uczy się na danych użytkowników. Proton próbuje łagodzić ten problem transparentnością: Lumo podobnie jak inne aplikacje firmy – Mail, Calendar, Drive, VPN, Pass i Wallet – jest open source. Każdy może zajrzeć w kod, poszukać błędów, podatności. To nie jest srebrna kula, ale kolejny „sygnał zaufania”.
Andy Yen, założyciel Proton VPN i CEO firmy, mówi wprost: Big Techy używają AI, by turbodoładować zbieranie danych i przyspieszyć marsz ku kapitalizmowi nadzoru. Dlatego – tłumaczy – trzeba zaproponować alternatywę, która chroni prywatność i służy użytkownikom, zamiast ich wykorzystywać.
– AI nie powinna stać się najpotężniejszym narzędziem inwigilacji świata, a nasza wizja Lumo to AI, która przedkłada ludzi ponad zyski – deklaracje ważne, ale jednocześnie bardzo zobowiązujące.
Czytaj też: Chińska AI nie zwalnia. Nowe modele lepsze od Claude Opus 4?
Czy Proton to czatbot dla Ciebie?
Jeśli szukasz asystenta AI, który nie będzie ci zaglądał do kieszeni z danymi, Lumo brzmi jak w tej chwili najrozsądniejsze rozwiązanie. Szwajcarzy mają spore doświadczenie w wiarygodności, wystarczy spojrzeć na VPN: coroczne audyty, publikowanie raportów przejrzystości itp. Dobrze wiemy, iż każda firma technologiczna powtarza stwierdzenie „prywatność jest ważna” jak mantrę, ale audyty – choćby jeżeli nigdy nie usuną wątpliwości całkowicie – są ważnym elementem budowania reputacji. Lumo zamierza korzystać z „kapitału zaufania”, który firma budowała latami.
Nie znaczy to jednak, iż można zamknąć oczy i powierzyć Protonowi wszystkie swoje sekrety. Zasada ograniczonego zaufania obowiązuje także w Szwajcarii. Najlepiej potraktować Lumo jak narzędzie – takie, jak każde inne – i pamiętać, iż żadne szyfrowanie nie chroni przed własną lekkomyślnością. Proton obiecuje wiele, ale należy pamiętać, iż to wciąż kontrakt zaufania między użytkownikiem a firmą. To, jak dużą stawkę rzucimy na szalę, zależy wyłącznie od nas.
Czy to wystarczy, by Lumo wyróżnił się w tłumie czatbotów, który z każdym dniem robi się coraz bardziej zatłoczony? Na pewno daje to Protonowi przewagę wizerunkową. Bohater, który rzuca rękawicę „kapitalizmowi nadzoru”, budzi sympatię. Ale w długim biegu wygrywają nie deklaracje, ale konsekwencja. jeżeli Lumo utrzyma standardy, którymi Proton chwali się od lat, na spokojnie zdobędzie mniejszą lub większą bazę wiernych użytkowników. Niemniej, jeżeli powinie mu się noga, reputacja budowana latami może rozsypać się w parę chwil.
Źródło zdjęcia tytułowego: Vecstock, Freepik