Kto najgłośniej krzyczy łap fałszerza wyborów?

patrzymy.pl 1 miesiąc temu

Stara mądrość ludowa głosi, iż to złodziej najgłośniej krzyczy, żeby łapać złodzieja i tę mądrość zdecydowanie można zastosować do opisania bieżącego zamieszania wokół ważności wyborów. Stwierdzeniem ważność wyborów zajmuje się Izba Nadzwyczajnej Kontroli i Spraw Publicznych, która będzie musiała odpowiedzieć na dwa pytania. Czy doszło do nieprawidłowości w czasie wyborów? Czy skala ewentualnych nieprawidłowości miała wpływ na wynik wyborów? Dodać jeszcze trzeba, iż „wynik wyborów” dotyczy rozstrzygnięcia, a nie ewentualnych korekt liczby głosów.

Takie same pytanie może sobie zadać każdy obywatel i tutaj pojawia się pierwsze zaskoczenie, bo zgodnie z dostępnymi i choćby potwierdzonymi przez sąd faktami, do nieprawidłowości z całą pewnością doszło. INKiSP postanowiła, iż w 13 komisjach głosy ponownie zostaną przeliczone i nie mogła postanowić inaczej, skoro sami członkowie komisji przyznali się do błędów. Prawie wszystkie przypadki dotyczą „oczywistej pomyłki pisarskiej”, czyli w tym przypadku złego wprowadzenia danych, dokładniej zamiany danych z nazwiskami kandydatów. W żadnej komisji pomyłki te nie miały najmniejszego wpływu na rozstrzygnięcie wyborów, ponieważ łącza liczba „pomylonych” głosów to około 2000, natomiast przewaga Karola Nawrockiego nad Rafałem Trzaskowskim wnosi prawie 370 000 głosów.

W tym miejscu praktycznie kończy się kwestia „sfałszowania wyborów”, w wersji przedstawianej przez polityków największej partii rządzącej i nie ma najmniejszego znaczenia „zawrotna” liczba zgłoszeń nieprawidłowości, bo po pierwsze te 30 000 wniosków to głównie spam wyprodukowany przez zwolenników Romana Giertycha, dotyczący tych samych przypadków i komisji. Po drugie w 1995 roku do SN wypłynęło ponad pół miliona protestów i pomimo tego prezydentem został Aleksander Kwaśniewski. Krótko mówiąc awantura polityczna wszczęta przez Romana Giertycha i jego naśladowców nie ma żadnych podstaw prawnych i faktycznych, które mogłoby zdecydować o nieważności wyborów, o czym zresztą Roman Giertych doskonale wie.

Sens polityczny tej działalności jest dość oczywisty, chodzi o wywołanie zamieszania i obniżenie wartości mandatu prezydenta Karola Nawrockiego, do tego Roman Giertych buduje sobie mit niezłomnego wojownika o demokrację, ale to nie wszystko. Chaos wywołany wokół wyborów ma jeszcze jeden dobrze ukryty cel i jest nim przysłowiowe „łap złodzieja”. Na długo przed rozstrzygnięciem wyborów było jasne, iż są one manipulowane i to w najgorszy możliwy sposób, charakterystyczny dla państw autorytarnych. Partii PiS wspierającej Karola Nawrockiego odebrano dotacje, pomimo prawomocnego wyroku SN. W państwowej instytucji NASK, której zadaniem jest walka z dezinformacją, produkowano dezinformację. Firmy zagraniczne i powiązane z nimi polskie fundacje łamały kodeks wyborczy poprzez opłacanie reklam na portalach społecznościowych.

Telewizja publiczna w likwidacji zorganizowała i sfinansowała debatę powiązanemu z rządem Rafałowi Trzaskowskiemu. Służby specjalne, ale też instytucje państwowe i samorządowe, dostarczały mediom dokumenty, na podstawie których produkowano paszkwile na Karola Nawrockiego. W końcu OBWE nie zostawiła suchej nitki na tym, w jaki sposób obecne władze łamały standardy demokratyczne i usiłowały wpłynąć na wyniki wyborów. Wszystko to z osobna i razem wzięte, przepadło w zgiełku hucpy zorganizowanej przez Romana Giertycha. Dziś najgłośniej o oszustwie wyborczym krzyczą członkowie Koalicji Obywatelskiej, którzy na szczeblu rządowym i instytucjonalnym, przez służby specjalne, aż po media publiczne i prywatne, dopuszczali się szeregu naruszeń i zwykłych oszustw.

Nie wierzymy nikomu, nie wierzymy w nic! Patrzymy na fakty i wyciągamy wnioski!

Idź do oryginalnego materiału